.

.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

W DOMU

Wróciliśmy do domu i w końcu mogliśmy wszyscy być razem. Tak. Jestem mamą. Mamą dwóch chłopców.

Tak. Jestem mamą. Mamą dwóch chłopców. Dla mnie oczywiście najpiękniejszych na świecie. Ale wraz z drugim chłopcem otrzymałam szczególny dar i zadanie jednocześnie. Zostałam mamą dziecka niepełnosprawnego.
Nie wiem jak wyglądałoby moje życie, gdyby Antoś był zdrowym dzieckiem. Powiem więcej, wcale nie jestem pewna czy byłoby nam lepiej, szczęśliwiej...normalniej?
Gdy w rodzinie pojawia sie nowy mały człowieczek, to wszystko się zmienia. I rodzice godzą się na to, by dziecko zabierało im czas, pochłaniało część ich zarobków, zmieniło tryb życia, sposób spędzania wolnego czasu itd.-godzą się na to z radością. Robią to z miłości do dziecka. Jednym rodzą się dzieci błękitnookie, innym z ciemnymi oczami, jednych dzieci mają włosy proste, innych kręcone, jedni rodzice otrzymują dzieci zdrowe, a inni chore dzieci. Ale wszyscy rodzice to, co robią, czynią z miłości do dziecka...
Pamiętam jak będąc jeszcze dziewczynką, pytałam moją mamę, co będzie jesli urodzę nienormalne dziecko. Pamiętam, jak mama próbowała mi na to pytanie odpowiedzieć, że takie rzeczy nie zdarzają się często, że ostatecznie jak nie dam rady zajmować się takim dzieckiem, są zakłady opieki.
Minęło kilkanaście lat. Wyszłam za mąż, urodziłam pierwszego synka, potem drugiego. I ... Stało się, Antoś zachorował. Po długiej walce wygrał życie, ale kosztem zdrowia. Tak stałam się mamą dziecka specjalnej troski.
Nie od razu to do mnie dotarło, ale stopniowo do tego dochodziłam. Z początku wydawało mi się nie możliwe, że coś takiego może spotkać moje dziecko, że wszystko będzie dobrze, że Antoś wyzdrowieje. I tylko taka przerażająca myśl zanim przyszły wyniki badań-co z niego będzie, jeśli się potwierdzi diagnoza. Później gdy wiadomo już było, że choroba nie przejdzie zupełnie bez śladu, przyznam się, że i tak pomyślałam-oddam go. Czułam, że jak "za mocno" go pokocham, to... Ale to była chwila. Zebrałam się i napisałam listy. Do Częstochowy-do siostry zakonnej z naszej rodziny i do Wejherowa-do znajomego ojca franciszkanina (dopiero przy okazji poświęcenia koron do obrazu Matki Bożej w Wejherowie przez naszego papieza dowiedziałam się, że to Sanktuarium MB Uzdrowienie Chorych). Myślę, że to było bardzo ważne, takie zaplecze modlitewne. Ja musiałam stać przy łóżeczku Antosia, nawet nie miałam sily modlić się, ale myślę, że właśnie ta modlitwa zanoszona w naszej intencji w Wejherowie i na Jasnej Górze dała mi taki wewnętrzny pokój. Właściwie przepłakałam tylko jedną noc-żal mi było, że nie zobaczę Antosia takiego jakim miał być, bo według lekarzy nie miałam na zbyt wiele liczyć, jeśli chodzi o jego rozwój...
Antek został wypisany do domu. Miał 4 miesiące i był bezwładny-jak szmatka. Zaczęło się dla nas nowe życie jako rodziny. Teraz trzeba było zabrać się do pracy (po dniach bezczynnego trwania przy szpitalnym łóżeczku). Całą swoją energię i czas poświęciłam na rehabilitację Antka. Często rodzina zarzucała mi, że tylko Antoś i Antoś, że zaniedbuję resztę-drugiego synka i męża. Nie było łatwo. Ale po pewnym czasie, gdy przyszły pierwsze sukcesy, gdy Antoś rozwijał się coraz lepiej, już nie musiałam tego wysłuchiwać. Rodzinka zaczęła chwalić się kolejnymi osiągnięciami, udało nam się pozostać w zgodzie i miłości.
Próbowałam wrócić do pracy. Przez 2 lata uczyłam w szkole, ale nie udało mi się pogodzić tych dwóch rzeczy-pracy i rehabilitacji. Teraz znów nie pracuję i mogę zajmowac się rehabilitają Antka. Ale właściwie to, co robię w domu jest przecież zgodne z pedagogicznym kierunkiem mojego wykształcenia.
Dzięki Antosiowi, jego chorobie wiele się nauczyłam. Dowiedziałam się szukając w różnych książkach, w Internecie czy rozmawiając z innymi mnóstwa rzeczy dotyczacych choroby, rehabilitacji. Mówią, że studiowałam medycynę tylko papierka nie mam... Nauczyłam się, jak radzić sobie z różnymi sprawami. Z pomocą męża robiłam stronę internetową ANTONI&REHABILITACJA (www.antek.w.pl), bo potrzebowaliśmy pieniędzy na rehabilitację. Wkrótce jednak okazało się, że jest więcej osób z podobnymi problemami, że to my możemy pomagać innym, którzy dopiero niedawno znaleźli się w takiej sytuacji, że nasza wiedza może innym służyć, by nie musieli wyważać otwartych drzwi.
Oprócz strony internetowej taką formą dzielenia się z innymi naszym doświadczeniem jest nasze zaangażowanie w Oddziale Kujawsko-Pomorskim Stowarzyszenia Chorych z Przepukliną Oponowo-Rdzeniową RP, gdzie razem z mężem redagujemy pisemko Iskierka i stronę internetową naszego oddziału (www.rozszczep.z.pl).
Antoś nauczył mnie spojrzenia na świat z dystansem, że nie wszystko jest tak oczywiste, że im bardziej trudno, tym bardziej warto, że nie wszyscy muszą być piękni, mądrzy i bogaci, że można cieszyć się z naprawdę drobnych rzeczy...
Nie zawsze jest tak, że mam na to wszystko siłę, czasem są gorsze dni, ale tak ogólnie to jestem w głębi ducha szczęśliwa, że jestem mamą niepełnosprawnego dziecka. Wiem, że ja po to się urodziłam, żeby być mamą takiego Antosia. Moje niepełnosprawne dziecko, to jedna z najlepszych rzeczy, jakie mi się w życiu przytrafiły. Gdy byłam jeszcze w ciąży modliłam się za moje nienarodzone dziecko. Dziś mogę powtórzyć, że Bóg mnie wysłuchał. Wprawdzie nie otrzymałam tego, o co prosiłam, ale dostałam, to wszystko, czego się spodziewałam...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz